ROZDZIAŁ XVI
Izzy po zakończeniu rozmowy oznajmił nam, że mamy jechać na komisariat, ja w szczególności, bo praktycznie widziałem całe to zdarzenie.. Nie miałem najmniejszej ochoty, żeby tam jechać, ale jeżeli ma to pomóc w odnalezieniu Roxy no to nie ma innej opcji.. Wsiedliśmy do taksówki i ruszyliśmy do wyznaczonego miejsca. Wszyscy ziewali, bez wyjątku. Stevenowi oczy już się kleiły, a Slash zasypiał i co chwilę się budził. Po 10 min. dotarliśmy do celu. Izzy dał kierowcy banknot i wyszliśmy.
- Ale wiecie, że nie musieliście jechać z nami, nie? - oznajmił Stradlin.
- NO TO TERAZ NAM KURWA MÓWISZ?! - wydarli się wszyscy na niego.
- Dobra.. - westchnął. - Nie musicie wchodzić do środka, możecie sobie elegancko poczekać na tej eleganckiej ławce.
- IDŹ JUŻ! - znowu się wydarli.
Weszliśmy z gitarzystą do środka, a ten spytał się o jakiegoś gostka. Chyba on będzie prowadził śledztwo.. Nie ważne. Udaliśmy się do tego gościa złożyć zeznania. Na samą myśl o Roxanne ściskało mnie w gardle i nie mogłem nic mówić, po czasie przechodziło..
***
- No co za zjeb z tego Stradlina! - komentował Duff. - Najpierw nam każe jechać, a później wyjeżdża z tekstem, że ' nie musieliście jechać z nami '! - gdy go cytował starał się mówić jego głosem, a my się cicho zaśmialiśmy ze Stevenem.
- Zamyślił się chłopak i dlatego.. - " broniłem " gitarzysty.
- On i myślenie! Ale gadane ma, trzeba przyznać..
- Taa, ale coś długo im to schodzi.. - przeszukiwałem swoje kieszenie i znalazłem w jednej z nich parę monet. - Ej! Mam kasę! Idę sobie coś kupić do żarcia.
- Nie bądź Żyd! Też nam kup!
- Spoko. - zaśmiałem się.
Oczywiście, nie chciałem tym pasożytom nic kupować, ale zaraz byłby wielki bulwers i różne takie.. Przed drzwiami wpadłem na kogoś. Okazało się, że to dziewczyna, ale.. cała w ranach i siniakach. Ja pierdolę.. Pomogłem jej wstać. Miała całą twarz zapłakaną, trochę poobrywane ubrania i nieład na włosach. Co jest?
- Nic Ci nie jest? - spytałem z troską.
- Nie.. Nie.. To jest komisariat? - zapytała. Chyba nie wiedziała gdzie jest, czuć było, że była wystraszona jak cholera i zdezorientowana i nie wiem jakim cudem jeszcze biegła, skoro na kilometr widać było jej złamaną nogę.
- Tak.. Pomóc Ci może z dojściem? - zaproponowałem ciągle patrząc na jej nogę.
- Jeśli możesz..
Wziąłem ją na ręce, bo w takim stanie i jeszcze ze złamaniem to nie wiem czy by do połowy doszła. Do facetki za jakimś biurkiem zgłaszała ' popełnienie przestępstwa ' . Niewiele można było ją zrozumieć, bo albo płakała, albo mówiła niewyraźnie, albo wyrazami. W końcu wytłumaczyła normalnie, co zaszło, kiedy, gdzie, kto i jak. Z tego co się dowiedziałem to nazywa się Valerie, pochodzi z Australii, ale mieszka na Bahamach od jakiegoś roku ze swoim chłopakiem, Joshem. Opowiadała o nim i o jego nagłej zmianie na gorsze. ' Piekło na ziemi ' mówiła. Ten cały Josh ją więził przez pół roku w swojej piwnicy, gwałcił ją, bił i robił jej wiele nieprzyjemnych rzeczy. Dobrze, że Axla nie ma, bo Bóg wie co by wymyślał.. Gdyby nie zostawił drzwi uchylonych, to by nigdy się nie wydostała. Biegła 10 km ze złamaną nogą, żebrami i wielkimi ranami. Jeszcze wyjaśniała, że parę razy oberwała tępymi narzędziami, ale obyło się tylko z kilkoma ranami. Z twarzy była piękna, miała długie kasztanowe włosy za łopatki, piwne oczy i lekką opaleniznę. Podała jego adres zamieszkania, a facetka natychmiastowo zadzwoniła po pogotowie.
- Pojedziesz ze mną? - zapytała Valerie. - Boję się, że on mnie znajdzie.. - popłynęło jej kilka łez po policzku.
- Pewnie.. A tak w ogóle to jestem Saul, ale wolę jak mi ludzie mówią Slash. - uśmiechnąłem się. - Poczekaj chwilę, tylko chłopakom powiem, że jadę na wycieczkę karetką. - kiwnęła głową.
Wybiegłem przed komendę i oznajmiłem blondynom, że wyjeżdżam do szpitala i że mają na mnie nie czekać ze śniadaniem i żeby powiedzieli zjebowi i Axlowi o tym, Ci tylko kiwnęli głową. Po chwili wróciłem do szatynki i usłyszeliśmy karetkę. Znowu wziąłem ją na ręce i wyszliśmy przed budynek. Oznajmiłem ratownikom, że ja z nią jadę, a jeden z nich rzucił ' To wchodź. ' . Całą drogę trzymała mnie za rękę, płakała ze szczęścia i głośno westchnęła.
- Jak dobrze, że to już koniec.. - powiedziała.
***
Próbowałam oddychać nosem, ale mi jakoś nie szło.. Nie mam zielonego pojęcia, ile jechaliśmy i jaką drogą jechaliśmy, bo było za ciemno. Zatrzymali się przy jakimś budynku. Nie wyglądał na opuszczony. Wyciągnęli mnie i taszczyli do środka. Wszędzie był syf.
- Axl to by się dopiero wkurwił.. - pomyślałam i na samą myśl o nim zaczęło mi się chcieć płakać.
Zaprowadzili mnie do jakiegoś pokoju na samej górze, posadzili i przywiązali do krzesła i odwiązali materiał, bym mogła mówić. Na przeciwko mnie stało biurko i skórzane krzesło obrotowe. Ktoś w nim siedział.
- Proszę, proszę.. Kogo moje oczy widzą? - przemówił gość siedzący na krześle i odwrócił się przodem do mnie. - Myślisz, że tak trudno jest Cię znaleźć? Oj, tatuś nie sprawił Ci dobrej ochrony..
- Skąd znasz mojego ojca?! - wrzasnęłam.
- Dobrze wiesz, że Twój ojciec jest wojskowym, nie? - wstał i zaczął chodzić na około mnie. - Był na wojnie w Azji..
- Jak to BYŁ?!
- Mama nie uczyła, żeby nie przerywać? - spojrzał na mnie. - Był. Bo wrócił. Całkiem niedawno. A wracając do tej wojny.. zabił mi kilkoro ludzi i.. - podszedł do biurka i walnął pięścią w niego. - MOJĄ ŻONĘ! - podniósł głos. - Mnie nie zdążył, bo uciekłem.. Przyleciałem do Ameryki po zemstę, dlatego tu jesteś. - uśmiechnął się.
- To po chuja porobiłeś miny na drodze?!
- Oo, proszę.. Jakie słownictwo! Tak to jest, jak ojciec jest poza domem przez 4 lata! A tak w ogóle to skąd wiesz o minach i że to ja zrobiłem?
- Tylko jeden idiota ma taki zryty mózg, żeby to zrobić.. - burknęłam i dostałam w twarz. Wskazał ruchem ręki, żeby wszyscy powychodzili.
- Jak na 18 lat to masz niewyparzony język.. Ale wiesz co? Mam w planach zadzwonić do Twojego tatuśka.. A może zrobię to teraz?
- To się zdecyduj. Swoją drogą - moja śmierć nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- A dlaczego tak myślisz? - spytał zaciekawiony i usiadł na biurku przodem do mnie.
- Bo jak mnie zabijesz to będziesz miał gorzej przesrane. A zresztą.. to żadna zemsta. Nie lepiej samemu się zabić? Wtedy nikt by nie ścigał Cię, normalnie czysta karta..
- Podoba mi się Twój tok myślenia! Masz jeszcze jakieś argumenty?
- Trochę tego będzie..
- No to Cię słucham! - założył ręce i patrzył na mnie ze skupieniem.
- Ale wiecie, że nie musieliście jechać z nami, nie? - oznajmił Stradlin.
- NO TO TERAZ NAM KURWA MÓWISZ?! - wydarli się wszyscy na niego.
- Dobra.. - westchnął. - Nie musicie wchodzić do środka, możecie sobie elegancko poczekać na tej eleganckiej ławce.
- IDŹ JUŻ! - znowu się wydarli.
Weszliśmy z gitarzystą do środka, a ten spytał się o jakiegoś gostka. Chyba on będzie prowadził śledztwo.. Nie ważne. Udaliśmy się do tego gościa złożyć zeznania. Na samą myśl o Roxanne ściskało mnie w gardle i nie mogłem nic mówić, po czasie przechodziło..
***
- No co za zjeb z tego Stradlina! - komentował Duff. - Najpierw nam każe jechać, a później wyjeżdża z tekstem, że ' nie musieliście jechać z nami '! - gdy go cytował starał się mówić jego głosem, a my się cicho zaśmialiśmy ze Stevenem.
- Zamyślił się chłopak i dlatego.. - " broniłem " gitarzysty.
- On i myślenie! Ale gadane ma, trzeba przyznać..
- Taa, ale coś długo im to schodzi.. - przeszukiwałem swoje kieszenie i znalazłem w jednej z nich parę monet. - Ej! Mam kasę! Idę sobie coś kupić do żarcia.
- Nie bądź Żyd! Też nam kup!
- Spoko. - zaśmiałem się.
Oczywiście, nie chciałem tym pasożytom nic kupować, ale zaraz byłby wielki bulwers i różne takie.. Przed drzwiami wpadłem na kogoś. Okazało się, że to dziewczyna, ale.. cała w ranach i siniakach. Ja pierdolę.. Pomogłem jej wstać. Miała całą twarz zapłakaną, trochę poobrywane ubrania i nieład na włosach. Co jest?
- Nic Ci nie jest? - spytałem z troską.
- Nie.. Nie.. To jest komisariat? - zapytała. Chyba nie wiedziała gdzie jest, czuć było, że była wystraszona jak cholera i zdezorientowana i nie wiem jakim cudem jeszcze biegła, skoro na kilometr widać było jej złamaną nogę.
- Tak.. Pomóc Ci może z dojściem? - zaproponowałem ciągle patrząc na jej nogę.
- Jeśli możesz..
Wziąłem ją na ręce, bo w takim stanie i jeszcze ze złamaniem to nie wiem czy by do połowy doszła. Do facetki za jakimś biurkiem zgłaszała ' popełnienie przestępstwa ' . Niewiele można było ją zrozumieć, bo albo płakała, albo mówiła niewyraźnie, albo wyrazami. W końcu wytłumaczyła normalnie, co zaszło, kiedy, gdzie, kto i jak. Z tego co się dowiedziałem to nazywa się Valerie, pochodzi z Australii, ale mieszka na Bahamach od jakiegoś roku ze swoim chłopakiem, Joshem. Opowiadała o nim i o jego nagłej zmianie na gorsze. ' Piekło na ziemi ' mówiła. Ten cały Josh ją więził przez pół roku w swojej piwnicy, gwałcił ją, bił i robił jej wiele nieprzyjemnych rzeczy. Dobrze, że Axla nie ma, bo Bóg wie co by wymyślał.. Gdyby nie zostawił drzwi uchylonych, to by nigdy się nie wydostała. Biegła 10 km ze złamaną nogą, żebrami i wielkimi ranami. Jeszcze wyjaśniała, że parę razy oberwała tępymi narzędziami, ale obyło się tylko z kilkoma ranami. Z twarzy była piękna, miała długie kasztanowe włosy za łopatki, piwne oczy i lekką opaleniznę. Podała jego adres zamieszkania, a facetka natychmiastowo zadzwoniła po pogotowie.
- Pojedziesz ze mną? - zapytała Valerie. - Boję się, że on mnie znajdzie.. - popłynęło jej kilka łez po policzku.
- Pewnie.. A tak w ogóle to jestem Saul, ale wolę jak mi ludzie mówią Slash. - uśmiechnąłem się. - Poczekaj chwilę, tylko chłopakom powiem, że jadę na wycieczkę karetką. - kiwnęła głową.
Wybiegłem przed komendę i oznajmiłem blondynom, że wyjeżdżam do szpitala i że mają na mnie nie czekać ze śniadaniem i żeby powiedzieli zjebowi i Axlowi o tym, Ci tylko kiwnęli głową. Po chwili wróciłem do szatynki i usłyszeliśmy karetkę. Znowu wziąłem ją na ręce i wyszliśmy przed budynek. Oznajmiłem ratownikom, że ja z nią jadę, a jeden z nich rzucił ' To wchodź. ' . Całą drogę trzymała mnie za rękę, płakała ze szczęścia i głośno westchnęła.
- Jak dobrze, że to już koniec.. - powiedziała.
***
Próbowałam oddychać nosem, ale mi jakoś nie szło.. Nie mam zielonego pojęcia, ile jechaliśmy i jaką drogą jechaliśmy, bo było za ciemno. Zatrzymali się przy jakimś budynku. Nie wyglądał na opuszczony. Wyciągnęli mnie i taszczyli do środka. Wszędzie był syf.
- Axl to by się dopiero wkurwił.. - pomyślałam i na samą myśl o nim zaczęło mi się chcieć płakać.
Zaprowadzili mnie do jakiegoś pokoju na samej górze, posadzili i przywiązali do krzesła i odwiązali materiał, bym mogła mówić. Na przeciwko mnie stało biurko i skórzane krzesło obrotowe. Ktoś w nim siedział.
- Proszę, proszę.. Kogo moje oczy widzą? - przemówił gość siedzący na krześle i odwrócił się przodem do mnie. - Myślisz, że tak trudno jest Cię znaleźć? Oj, tatuś nie sprawił Ci dobrej ochrony..
- Skąd znasz mojego ojca?! - wrzasnęłam.
- Dobrze wiesz, że Twój ojciec jest wojskowym, nie? - wstał i zaczął chodzić na około mnie. - Był na wojnie w Azji..
- Jak to BYŁ?!
- Mama nie uczyła, żeby nie przerywać? - spojrzał na mnie. - Był. Bo wrócił. Całkiem niedawno. A wracając do tej wojny.. zabił mi kilkoro ludzi i.. - podszedł do biurka i walnął pięścią w niego. - MOJĄ ŻONĘ! - podniósł głos. - Mnie nie zdążył, bo uciekłem.. Przyleciałem do Ameryki po zemstę, dlatego tu jesteś. - uśmiechnął się.
- To po chuja porobiłeś miny na drodze?!
- Oo, proszę.. Jakie słownictwo! Tak to jest, jak ojciec jest poza domem przez 4 lata! A tak w ogóle to skąd wiesz o minach i że to ja zrobiłem?
- Tylko jeden idiota ma taki zryty mózg, żeby to zrobić.. - burknęłam i dostałam w twarz. Wskazał ruchem ręki, żeby wszyscy powychodzili.
- Jak na 18 lat to masz niewyparzony język.. Ale wiesz co? Mam w planach zadzwonić do Twojego tatuśka.. A może zrobię to teraz?
- To się zdecyduj. Swoją drogą - moja śmierć nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- A dlaczego tak myślisz? - spytał zaciekawiony i usiadł na biurku przodem do mnie.
- Bo jak mnie zabijesz to będziesz miał gorzej przesrane. A zresztą.. to żadna zemsta. Nie lepiej samemu się zabić? Wtedy nikt by nie ścigał Cię, normalnie czysta karta..
- Podoba mi się Twój tok myślenia! Masz jeszcze jakieś argumenty?
- Trochę tego będzie..
- No to Cię słucham! - założył ręce i patrzył na mnie ze skupieniem.
Wcześniej nie zwracałam uwagi na mojego.. zabójcę? Nie wiem jak go określić. Cóż.. na starego nie wyglądał, może miał około 30.. Wyglądał jak typowy facet. Ciemne włosy, niebieskie oczy, lekki zarost, nawet przystojny, ale mnie to nie interesowało.. Dziwne, że od razu nie chciał mnie zabić.. On jest cwany.. Za cwany.. Muszę mieć jego plany na uwadze. Rzucałam mu argumenty na temat, dlaczego nie powinien mnie zabijać i takie tam.. Chyba mu się spodobało. On jest bardziej spoko, niż te murzyny. Serio. A myślałam, że on jest jeszcze gorszy. Ale tego liścia mu nie wybaczę.. Wracając. Może jest gorszy tylko ukrywa tego demona w sobie.. Trzeba go lepiej poznać. Będę bardziej czujna. Nie dam się wycwanić.
- Wiesz co? Podobasz mi się.. Ale nie w takim sensie jak myślisz! Chociaż nie powiem, brzydka nie jesteś.. Wracając.. Masz jeszcze jakieś pomysły na zemstę?
- Zemsta jest dla ludzi słabych. Myślenie, że kogoś się zabije i będzie się kwita z kimś to dla mnie bezsens. Każdy chce żyć, każdy chce przetrwać w tej dziczy. Ludzie też mówią, że samobójcy to tchórze. Też prawda, ale jak się jest zbrodniarzem i zabili Ci żonę, to co, będziesz zabijał z zemsty? Pogorszy się bardziej ta "karta". Najlepiej uciec na Antarktydę czy gdzieś w chuj daleko, nawet na Księżyc, albo po prostu zacząć życie od początku z czystą kartą. Takie rozwiązanie chyba jest najlepiej opłacalne..
- Dobry tok myślenia.. I powiem Ci, że przemyślałem całą tą sprawę i masz rację. - otworzyłam szerzej oczy, a on się zaśmiał. - Nie zrobię Twojemu tatuśkowi zemsty. - ON JEST BARDZIEJ PORĄBANY I NIEZDECYDOWANY NIŻ AXL. - Wypuszczę Cię, tylko pomożesz mi w czymś, ok?
- W zależności w czym..
- Nie martw się.. To nie będzie nic szczególnego.. Po prostu pomożesz mi się jakoś zwinąć i pomożesz przy zabiciu tych gostków..
- A nie lepiej im wytłumaczyć całą sprawę?
- Niee. Oni są o wiele gorsi niż ja. Jakby się dowiedzieli, że koniec misji to by się tak wkurwili, że byłaby apokalipsa..
- A, ok..
- I przepraszam Cię za tamto.. - powiedział, chyba miał jakieś wyrzuty sumienia. Ja gościa nie ogarniam.. - I mam już plan co do zlikwidowania tamtych.. I tu Cię znowu z góry przeproszę, bo będę Cię niestety musiał pobić..
- Przynajmniej będę wymyślać barwne historie chłopakom. - zaśmiałam się.
- Chłopakom? .. Że rodzeństwu?
- Niee.. Mieszkam z chłopakiem i jego kolegami z zespołu..
- Masz chłopaka? - wytrzeszczył lekko oczy. On zadaje za dużo pytań..
- Tak. Jestem w szczęśliwym związku z plakatem. - odpowiedziałam sarkastycznie i się uśmiechnęłam. - Jasne, że mam. Strachu mu nie małego narobiliście..
- O kurwa.. Pewnie już na policję zgłosili tą akcję..
- Może zadzwonić? Tylko namierzą numer i zrobią napad tutaj..
- Kit. Dzwoń.
- A może mnie tak rozwiążesz? - wskazałam głową na krzesło i sznury.
- Czekaj, tylko ogarnę chłopaków i wtedy Cię rozwiążę..
- Tylko problem, że jest tu tak cicho.. - spojrzał na mnie przepraszająco i uderzył w twarz, krzyknęłam.
- Dobra.. Idę z nimi pogadać. Siedź tu i udawaj. - kiwnęłam głową.
~~~
Nie minęło nawet 5 min., a on już wrócił. Na dworzu słychać było warkoty samochodów. On szybko wszedł do pomieszczenia.
- Wrócą za pół godziny. Trzeba się zbierać. - oznajmił. - A tak w ogóle to jestem Brian.
- Myślałam, że jesteś Arabem..
- No co Ty! Jestem Amerykaninem, ale wychowywałem się w Rosji. - rozwiązał sznury. - Dobra.. - westchnął. - Muszę Ci parę siniaków narobić.. Przepraszam.. - wahał się.
- Nie patrz na mnie! Jeżeli chcesz ucieć to zrób to! Zamknij oczy i dawaj!
Zaczął mnie bić i kopać. Parę ładnych obrażeń zarobiłam, w tym kilka ran, ale to bez znaczenia, zrobił to celowo i za moją zgodą.
- A teraz zadzwoń na komendę. Na kartce jest zapisany numer.
Wykręciłam numer, po paru sygnałach ktoś odebrał telefon.
- Posterunkowy Johnson, słucham?
- Cadeblou z tej strony. Ja dzwonię..
- Jesteś Roxanne Cadeblou?! - podniósł głos.
- Taak.. A jest obok pana może Axl Rose?
- Oczywiście. Już oddaję mu słuchawkę. - oznajmił. Serce mi waliło co raz mocniej, dopóki nie usłyszałam tego znajomego skrzeku.
- Roxanne? - spytał rudy.
- Kurwa, Axl..
- Boże.. TY NIE WIESZ JAK JA SIĘ KURWA CIESZĘ, ŻE TY ŻYJESZ!!
- Nie drzyj się.. Na chwilę się dostałam do telefonu.. A jak przyjdą to będzie po mnie.. - skłamałam.
- Mów, gdzie jesteś?!
Brian wszystko słyszał i podał mi namiary, gdzie teraz się znajduję. Przekazałam je Axlowi.
- Zaraz tam będzie policja i się zobaczymy.. Kocham Cię..
- Ja Ciebie też.. Rozłączam się, bo idą. Do zobaczenia.. - rozłączyłam się.
Momentalnie stanęły mi łzy w oczach. Pozostało czekać.. I jeszcze trzeba wyprawić Briana.. Pomogłam mu zanieść graty do helikoptera, przytulił mnie i odleciał. Poszłam do budynku, jeszcze po drodze specjalnie się poobijałam i wróciłam do pomieszczenia na górze i czekałam na Axla.. Dopiero poczułam jak jest zimno na dworzu.. Usiadłam specjalnie pod oknem i zaczęłam się trząść z zimna. Przypomniałam sobie o tym, że nie wyjaśniłam sobie z Brianem paru rzeczy.. Kiedyś go złapię i wtedy pogadamy. Nagle usłyszałam warkot samochodów. Wrócili murzyni. Po chwili rozległy się syreny policyjne. Odetchnęłam z ulgą i grzecznie siedziałam czekając na pomoc..
Zajebiście to rozegrałaś.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ♥
Kryminalnie się zrobiło, zajebisty rozdział. Czekam na więcej. A może wreszcie Slash się uporządkuje i znajdzie sobie dziewczynę na dłużej. :D
OdpowiedzUsuńOł je! Jaki zajebisty rozdział z podtekstem kryminalnym! No i ta laska, z którą pojechał Slash...uhuhu fajnie by było gdyby tak coś z tego wyszło :D
OdpowiedzUsuńNo i ten zajebiście mi się podoba i czekam na następny. Długość jest wręcz idealna i widzę, że wena dopisuje co mnie bardzo cieszy ;* 8D
U mnie nowy na xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com xD
UsuńPonownie zapraszam na nowy ;)
UsuńU mnie nowy ; )
OdpowiedzUsuńNo i kolejny zajebisty rozdział ^.^
OdpowiedzUsuńMiło, że Brian uciekł. Całkiem sympatyczny koleś :3
Dobra, nie mam dzisiaj weny, to oznacza koniec komentarza, ale wiedz, że mi się podobało ;D
Ankieta u mnie + małe info xD
OdpowiedzUsuń