Parę wyjaśnień na początek.
I. Prosiłabym o usunięcie mojej subskrypcji na blogach, które czytam. Szczerze powiedziawszy, nie mam kiedy nawet przeczytać, więc po co informować o nowym poście na blogu?
II. Kończąc Creatures Of The Night najprawdopodobniej się pożegnam z "karierą" pisarki. Powód oczywisty. Całkowity brak czasu. Shadow Of Your Love nie będzie kontynuowane. Rozdziały będą się pojawiać raz na ruski rok.
III. Pytania? Piszcie. :)
III. Pytania? Piszcie. :)
ROZDZIAŁ XXII
Jezu, czy to koniec mojej egzystencji na tym świecie? A może dopadło mnie szczęście i przeżyłem? Jednakże, co z Roxanne? Czy ona żyje? Jestem dobrej myśli, że tak jest... Ciemność robi się coraz jaśniejsza, czyżby... ? Poczułem niewiarygodną ulgę, jednak uniknąłem śmierci.
Otworzyłem powoli oczy i chwilowo oślepiło mnie jasne światło. Widząc wyraźniej prześledziłem pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Przypuszczam, że to był szpital. Ta, czułem nawet masę igł i innych kabelków w sobie. Tak, na pewno szpital. Spoglądnąłem na swoje ręce, które były częściowo zabandażowane. Poczułem nagle ból, lekki żar dochodzący z zabandażowanych miejscach. W tej samej chwili do sali weszła pielęgniarka w średnim wieku. Zobaczyła, że nie spałem i wywiązał się dialog.
- O, już pan się wybudził, to dobrze. Jak się pan czuje? - spytała miłym i wesołym tonem.
- Boli... - wskazałem oczyma na ręce.
- Wiadomo, że boli. Przy takich obrażeniach się nie można dziwić.
- To znaczy? - zapytałem chrypłym głosem.
- Złamana ręka, obydwie poparzone, sporo siniaków i tym podobne. Mam też dobrą wiadomość. - spojrzała na jakieś papiery, uśmiech nie znikał jej z twarzy. - Jeśli panu zejdą oparzenia, choć do minimum i będzie pan się czuł na siłach, to będzie wypis. - odetchnąłem z ulgą, czyli nie jest tragicznie. - A, przypomniało mi się coś. Pana partnerka też przebywa w szpitalu, jednakże ma większe obrażenia i wprowadziliśmy ją tymczasowo w stan śpiączki, by się nie męczyła... Potrzebuje pan może czegoś?
- Nie, dziękuję...
Kobieta kiwnęła głową na znak zrozumienia i skierowała się do drzwi. Stanęła w nich i spojrzała na mnie.
- W razie czego proszę do nas dzwonić, numer jest zapisany na telefonie. - uśmiechnęła się i wyszła.
Przeszło mi przez głowę tysiące myśli i pytań dotyczących Roxanne. Chciałem tak bardzo ją zobaczyć, mimo, że nie byłby to przyjemny widok. Całe szczęście, że przeżyła i była cała. Dużo o niej rozmyślałem, aż nie wiem, kiedy zasnąłem.
***
Obudziwszy się, słyszałem czyjąś rozmowę. Chyba nawet wiedziałem, kto ją prowadzi. Otworzywszy oczy, Izzy wraz ze Slashem skierowali wzrok na moją osobę.
- Ej stary, jak się czujesz? - spytał zmartwiony Izzy.
- Lepiej niż wcześniej. - odparłem. - Nawet łapy mnie nie pieką i czuję się na siłach.
- Dobrze słyszeć. - przyznał Slash.
- A gdzie reszta chłopaków? - zapytałem po chwili.
- Są u Roxanne razem z Ellefsonem i Mustainem. Skąd oni wiedzieli, że ona leży tutaj to ja nie wiem... - oznajmił Stradlin.
- Ech... - westchnąłem.
- Ej, a ta pielęgniarka coś wspominała, że już do łóżka nie będziesz przykuty. - powiedział Slash.
- Która? - spytał Izzy.
- Noo, ta czarnula...
- Ta z dużym "przodem" ?
- Dokładnie.
- A no, coś tam mamrotała... Ale Slashuniu, ona już ma partnera.
- Jak to? Kogo? I niby skąd o tym wiesz?
- Mnie.
- Weź mnie nie rozśmieszaj. Lepiej idź posprzątaj myszki w domu.
- Kundlu ty... Idź na koty.
- Po kiego? I nie jestem kundlem, tylko rasowym psem.
- Rasista...
- Prędzej ty. Dyskryminujesz mnie za to, że jestem Mulatem.
- Nic takiego nie mówiłem.
- Jasne, jasne...
- Kuźwa, morda psy i Stradliny. Nawet w szpitalu nie potraficie się zachować. - odparłem.
Spuścili głowy i nie powiedzieli od tej pory ani słowa. Po chwili do sali weszła pielęgniarka. Skąd ona miała tyle radości w sobie? Uśmiech nie znikał jej z twarzy nawet na sekundę. Miałem nadzieję, że przychodzi z dobrą nowiną, tak też było.
- Jak się pan czuje? - spytała.
- Lepiej, o wiele lepiej.
- Na tyle lepiej, że da pan radę się podnieść z łóżka i normalnie funkcjonować?
- Chyba tak...
- Świetnie. Jak pan zje obiad, to może pan pójść do partnerki i gdziekolwiek indziej.
- A kiedy on będzie?
- Dosłownie za chwilę. Także już nie przeszkadzam i życzę smacznego.
- Dziękuję... - mruknąłem.
Uśmiechnęła się znowu i wyszła. Kilka chwil później przyszła kobieta i podała mi obiad. Podziękowałem i zacząłem jeść. Nie zauważyłem, kiedy Stradlin z Hudsonem wyszli.
***
Świetnie mi się rozmawiało z Mustainem. Mimo pozorów, to niezwykle troskliwy i sympatyczny facet. Tylko nie wiem dlaczego jego znajomi wspominali o jakimś Axlu i że niby razem jesteśmy... Nic sobie takiego nie przypominam. Nawet nie za bardzo wiem, kim jestem, ale tak głupio się w ogóle o to spytać. Tą pogawędkę przerwał rudy osobnik stojąc w drzwiach i dziwnie się na mnie patrząc.
- O, Axl, cześć. - mruknął Dave.
- Cześć. - odpowiedział i do mnie podszedł.
W końcu poznałam tego mojego "chłopaka" . Tak się przyglądając na niego od wyglądu, to sobie myślę: " Dziewczyno, co ty w nim widziałaś? ", a pod względem jego osobowości - nie znam go, więc nie potrafiłam go ocenić. Nie wydawał się być ani złym, ani dobrym człowiekiem, choć szalka bardziej była u góry za złem. Patrzył się na moją osobę jak w święty obrazek i złapał za rękę. Nie mogłam więcej trzymać języka za zębami i wymsknęło mi się pytanie do niego.
- Kim ty właściwie jesteś?
Jego mina była nie do opisania. Był co najmniej zdumiony.
- Jak to? Przecież to ja, Axl.
- Tyle to ja też wiem od kolegów Dave'a.
- Jakich jego kolegów? Toć oni grają w GNR, no chyba, że ja o czymś nie wiem...
- Jakie GNR?
Wszyscy byli w szoku, chyba do nich doszło, że ja nic praktycznie o nich nie wiedziałam, ani o jakimś GNR. To jakieś przedstawienie, czy jak?
- Tylko nie mów mi, że nic i nikogo nie pamiętasz...
- Tak właśnie jest.
- Nawet mnie? - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. - Czasu na Bahamach i w Hellhouse? Jak się poznaliśmy?
Kiwnęłam tylko głową. Wstał i wyszedł. Mulat z gościem w berecie pobiegli za nim. Poczułam, jak mnie ruszyło sumienie, ale ja nic nie zrobiłam praktycznie. Zrobiło mi się przykro i spuściłam głowę z tego powodu.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mustaine.
- Sam widzisz, co się stało. - odparłam. - Ja naprawdę niczego nie pamiętam. Niby znajome mi twarze, ale nie wiem o nich praktycznie nic.
- Roxanne - powiedział i położył swoją dłoń na moją - nie obwiniaj się tym, takie przypadki się zdarzają i lepiej by było, jakbyś dała Rose'owi czas na przemyślenia i ochłonięcie. Póki co, możesz do mnie przychodzić z problemami i pomogę ci je rozwiązać, albo przynajmniej spróbuję, a teraz musimy już iść. Numer masz koło telefonu. Trzymaj się i zdrowiej.
- Na razie...
Po tym jak wyszedł, zrobiło mi się smutno. Co najdziwniejsze, serce zaczęło bić szybciej i czułam ciepło koło niego. Przyjemne uczucie. Czyżby stało się to, o czym myślałam? Że zacznę coś czuć do Dave'a? Możliwe. Z drugiej strony, co z Axlem? Byłam z nim w związku naprawdę, ale... nic do niego nie czułam. Kompletnie nic. Co to by był za związek, gdzie jedna osoba jest z drugą, a jej nie kocha... Dlatego nie chciałam go ranić, choć to zrobiłam. Lepiej, żeby znał prawdę. Z tego wszystkiego poczułam się zmęczona i zasnęłam.
- O, już pan się wybudził, to dobrze. Jak się pan czuje? - spytała miłym i wesołym tonem.
- Boli... - wskazałem oczyma na ręce.
- Wiadomo, że boli. Przy takich obrażeniach się nie można dziwić.
- To znaczy? - zapytałem chrypłym głosem.
- Złamana ręka, obydwie poparzone, sporo siniaków i tym podobne. Mam też dobrą wiadomość. - spojrzała na jakieś papiery, uśmiech nie znikał jej z twarzy. - Jeśli panu zejdą oparzenia, choć do minimum i będzie pan się czuł na siłach, to będzie wypis. - odetchnąłem z ulgą, czyli nie jest tragicznie. - A, przypomniało mi się coś. Pana partnerka też przebywa w szpitalu, jednakże ma większe obrażenia i wprowadziliśmy ją tymczasowo w stan śpiączki, by się nie męczyła... Potrzebuje pan może czegoś?
- Nie, dziękuję...
Kobieta kiwnęła głową na znak zrozumienia i skierowała się do drzwi. Stanęła w nich i spojrzała na mnie.
- W razie czego proszę do nas dzwonić, numer jest zapisany na telefonie. - uśmiechnęła się i wyszła.
Przeszło mi przez głowę tysiące myśli i pytań dotyczących Roxanne. Chciałem tak bardzo ją zobaczyć, mimo, że nie byłby to przyjemny widok. Całe szczęście, że przeżyła i była cała. Dużo o niej rozmyślałem, aż nie wiem, kiedy zasnąłem.
***
Obudziwszy się, słyszałem czyjąś rozmowę. Chyba nawet wiedziałem, kto ją prowadzi. Otworzywszy oczy, Izzy wraz ze Slashem skierowali wzrok na moją osobę.
- Ej stary, jak się czujesz? - spytał zmartwiony Izzy.
- Lepiej niż wcześniej. - odparłem. - Nawet łapy mnie nie pieką i czuję się na siłach.
- Dobrze słyszeć. - przyznał Slash.
- A gdzie reszta chłopaków? - zapytałem po chwili.
- Są u Roxanne razem z Ellefsonem i Mustainem. Skąd oni wiedzieli, że ona leży tutaj to ja nie wiem... - oznajmił Stradlin.
- Ech... - westchnąłem.
- Ej, a ta pielęgniarka coś wspominała, że już do łóżka nie będziesz przykuty. - powiedział Slash.
- Która? - spytał Izzy.
- Noo, ta czarnula...
- Ta z dużym "przodem" ?
- Dokładnie.
- A no, coś tam mamrotała... Ale Slashuniu, ona już ma partnera.
- Jak to? Kogo? I niby skąd o tym wiesz?
- Mnie.
- Weź mnie nie rozśmieszaj. Lepiej idź posprzątaj myszki w domu.
- Kundlu ty... Idź na koty.
- Po kiego? I nie jestem kundlem, tylko rasowym psem.
- Rasista...
- Prędzej ty. Dyskryminujesz mnie za to, że jestem Mulatem.
- Nic takiego nie mówiłem.
- Jasne, jasne...
- Kuźwa, morda psy i Stradliny. Nawet w szpitalu nie potraficie się zachować. - odparłem.
Spuścili głowy i nie powiedzieli od tej pory ani słowa. Po chwili do sali weszła pielęgniarka. Skąd ona miała tyle radości w sobie? Uśmiech nie znikał jej z twarzy nawet na sekundę. Miałem nadzieję, że przychodzi z dobrą nowiną, tak też było.
- Jak się pan czuje? - spytała.
- Lepiej, o wiele lepiej.
- Na tyle lepiej, że da pan radę się podnieść z łóżka i normalnie funkcjonować?
- Chyba tak...
- Świetnie. Jak pan zje obiad, to może pan pójść do partnerki i gdziekolwiek indziej.
- A kiedy on będzie?
- Dosłownie za chwilę. Także już nie przeszkadzam i życzę smacznego.
- Dziękuję... - mruknąłem.
Uśmiechnęła się znowu i wyszła. Kilka chwil później przyszła kobieta i podała mi obiad. Podziękowałem i zacząłem jeść. Nie zauważyłem, kiedy Stradlin z Hudsonem wyszli.
***
Świetnie mi się rozmawiało z Mustainem. Mimo pozorów, to niezwykle troskliwy i sympatyczny facet. Tylko nie wiem dlaczego jego znajomi wspominali o jakimś Axlu i że niby razem jesteśmy... Nic sobie takiego nie przypominam. Nawet nie za bardzo wiem, kim jestem, ale tak głupio się w ogóle o to spytać. Tą pogawędkę przerwał rudy osobnik stojąc w drzwiach i dziwnie się na mnie patrząc.
- O, Axl, cześć. - mruknął Dave.
- Cześć. - odpowiedział i do mnie podszedł.
W końcu poznałam tego mojego "chłopaka" . Tak się przyglądając na niego od wyglądu, to sobie myślę: " Dziewczyno, co ty w nim widziałaś? ", a pod względem jego osobowości - nie znam go, więc nie potrafiłam go ocenić. Nie wydawał się być ani złym, ani dobrym człowiekiem, choć szalka bardziej była u góry za złem. Patrzył się na moją osobę jak w święty obrazek i złapał za rękę. Nie mogłam więcej trzymać języka za zębami i wymsknęło mi się pytanie do niego.
- Kim ty właściwie jesteś?
Jego mina była nie do opisania. Był co najmniej zdumiony.
- Jak to? Przecież to ja, Axl.
- Tyle to ja też wiem od kolegów Dave'a.
- Jakich jego kolegów? Toć oni grają w GNR, no chyba, że ja o czymś nie wiem...
- Jakie GNR?
Wszyscy byli w szoku, chyba do nich doszło, że ja nic praktycznie o nich nie wiedziałam, ani o jakimś GNR. To jakieś przedstawienie, czy jak?
- Tylko nie mów mi, że nic i nikogo nie pamiętasz...
- Tak właśnie jest.
- Nawet mnie? - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. - Czasu na Bahamach i w Hellhouse? Jak się poznaliśmy?
Kiwnęłam tylko głową. Wstał i wyszedł. Mulat z gościem w berecie pobiegli za nim. Poczułam, jak mnie ruszyło sumienie, ale ja nic nie zrobiłam praktycznie. Zrobiło mi się przykro i spuściłam głowę z tego powodu.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mustaine.
- Sam widzisz, co się stało. - odparłam. - Ja naprawdę niczego nie pamiętam. Niby znajome mi twarze, ale nie wiem o nich praktycznie nic.
- Roxanne - powiedział i położył swoją dłoń na moją - nie obwiniaj się tym, takie przypadki się zdarzają i lepiej by było, jakbyś dała Rose'owi czas na przemyślenia i ochłonięcie. Póki co, możesz do mnie przychodzić z problemami i pomogę ci je rozwiązać, albo przynajmniej spróbuję, a teraz musimy już iść. Numer masz koło telefonu. Trzymaj się i zdrowiej.
- Na razie...
Po tym jak wyszedł, zrobiło mi się smutno. Co najdziwniejsze, serce zaczęło bić szybciej i czułam ciepło koło niego. Przyjemne uczucie. Czyżby stało się to, o czym myślałam? Że zacznę coś czuć do Dave'a? Możliwe. Z drugiej strony, co z Axlem? Byłam z nim w związku naprawdę, ale... nic do niego nie czułam. Kompletnie nic. Co to by był za związek, gdzie jedna osoba jest z drugą, a jej nie kocha... Dlatego nie chciałam go ranić, choć to zrobiłam. Lepiej, żeby znał prawdę. Z tego wszystkiego poczułam się zmęczona i zasnęłam.
♥
OdpowiedzUsuńO.o
OdpowiedzUsuńTo takie dziwne, że ona go nie pamięta...
Przepraszam, ze ten komentarz jest taki bezsensowny...
To takie smutne, że chcesz zakończyć 'karierę' :(
Wiedz, że Cię kochamy! :)
Kurde, nie mam nastroju na pisanie komentarzy,w każdym razie: <3
Pozdrawiam ;)
To już ostatni rozdział ?? ;c
OdpowiedzUsuńNie. ;)
UsuńJeszcze trochę ich będzie.
To dobrze ; D
UsuńO żesz jasna cholera no nieźle, nieźle, nieźle, nieźle!!! co to będzie..:c
OdpowiedzUsuńpisz jak najszybciej <3 proszee :>
To się porobiło jestem ciekawa czy sobie przypomni i wogóle pisz szybko .
OdpowiedzUsuńAle się porobiło... bidulka pamięć straciła :(
OdpowiedzUsuńBłagam cię powiedz że już piszesz następny bo ja tu zdycham z ciekawości
Pisz kolejny noo. !!! ; )
OdpowiedzUsuńCzemu jeszcze nie ma nowego rozdziału?? ; c
OdpowiedzUsuńświetny tekst ♥
OdpowiedzUsuńzakochalam sie .^^
Czemy nie piszesz kolejnych rozdziałów? ; (
OdpowiedzUsuńEjj no! Jak nie chcesz dodać rozdziałów bo masz jakieś swoje powody to napisz kurde, a nie ludzie od końcówki stycznia muszą się łudzić, że dodasz jakieś swoje wypociny xd -,-
OdpowiedzUsuń